W tym roku dosyć późno skończyłam swoją przerwę świąteczną. Okazało się, że była ona dosyć przełomowa – znalazłam wreszcie możliwość i siły na zaadresowanie kilku ważnych dla mnie spraw. A, jak wiadomo,
ważne sprawy same się nie „zaadresowują”.
Trzeba włożyć wysiłek w to, żeby w ogóle można je podjąć, a i później podejmowanie ich to też nie lada praca. Jednocześnie, ważne sprawy, kiedy zaadresowane, mają niesamowitą moc posuwania naszego życia do przodu. Tak się stało i w tym przypadku, więc moje święta były w tym roku faktycznie trochę magiczne.
A jak było u Ciebie w święta? Doświadczyłaś magii? Jakiej? Daj znać, odpowiedz w komentarzu poniżej w kilku słowach 🙂
W nawiązaniu do tytułu kilka słów o tym, jak ja widzę związek między granicami i marzeniami. A inspiracją do zastanowienia się nad tym była moja wczorajsza wizyta w kinie. “Król rozrywki” – jak na osobę dosyć sceptycznie podchodzącą do wszelkiej maści hollywoodzkich blockbusterów to nie był oczywisty wybór. Ale była siostra, która musicale lubi, był sensownie zrobiony trailer i jest moje lubienie przełamywania swoich uprzedzeń. Poszłam więc w czwartkowy wieczór do kina… I od pierwszych sekund po wejściu na salę żałowałam, że się spóźniłam*..
Mogłabym długo o tym, o czym według mnie ten film był. Że pochwała różnorodności, że siła miłości, że wiara w siebie i amerykański mit o pucybucie, który dopracował się milionów, że genialna muzyka, że prawdziwa historia w tle. Ale o tym pisać nie będę.
Będę pisać o tym, jak pięknie w tym filmie pokazane są konsekwencje braku granic. A właściwie jedna konsekwencja doświadczana pod wieloma postaciami: klęska. Zniszczone relacje, upadek biznesów, utrata siebie. Konsekwencje braku marzeń są biegunowo inne, ale nie mniej dotkliwe – bezsilność, niedowierzanie, bierność, utrata świata, który mógłby powstać, gdyby te marzenia były. Warto więc, żeby w naszym życiu znalazło się miejsce na jedno i drugie. Ale w odpowiedniej proporcji, bo.. i teraz obiecana relacja między granicami i marzeniami:
marzenia bez granic to bajki albo rewolucje, które, jak wiadomo, zjadają swoje dzieci
granice bez marzeń to sztywność, stagnacja i… śmierć**
Jeszcze noworocznie życzę więc Tobie obu: granic i marzeń. W proporcjach, które Tobie służą.
A w ramach inspiracji może wybierzesz się do kina? Jeśli się na to zdecydujesz, daj, proszę, znać, co Ty w tym filmie zobaczyłaś 🙂
*zbyt daleko postawiłam swoje granice wynikające z niechęci oglądania reklam
**brzmi strasznie, ale nie znalazłam lepszego opisu na to, co ja czuję, kiedy widzę świat i ludzi bez marzeń..