„Ach, czyli po to mi ten drugi człowiek…” – to była najważniejsza myśl z którą wyjechałam z  treningu interpersonalnego, w którym wzięłam udział w dn. 5-10 stycznia br. w Kikowie.

Widoki za oknem ośrodka były piękne, jedzenie wzmacniające i wypełniające dobrą energią. A jej było potrzeba wiele, jakkolwiek to, po co pojechaliśmy odbywało się tylko w jednej sali i nie obejmowało żadnych ćwiczeń fizycznych.

16 uczestniczek, dwóch prowadzących i mnóstwo, mnóstwo czasu.

Z tego składał się nasz wyjazd. Z czterech ścian, ułożonych wzdłuż tych ścian materacy, 18 osób siedzących w kręgu i czasu. Nasuwa się samo: „który miałyśmy zagospodarować”, ale właśnie nie, my nic tam nie miałyśmy zrobić. Byłyśmy my, nasze oczekiwania, charaktery, reakcje, myśli, emocje, stan fizyczny i czas. Co z tym fantem zrobić? Na to pytanie każda grupa i każdy uczestnik po kolei znajduje swoją odpowiedź.

Nie będę pisać o tym, jaką odpowiedź znalazła grupa (bo w sumie nadal żadna z nas tego nie wie, pewnie ostatecznie ta odpowiedź się ukształtuje podczas spotkania podsumowującego), ale o tym, jaką odpowiedź znalazłam ja. I jest to jedna z wielu odpowiedzi, które w trakcie tego treningu się we mnie pojawiło. Kilka moich dotychczasowych odpowiedzi się zrewidowało, kilka nowych pytań pojawiło a jeszcze innych parę zupełnie zniknęło. Tak, faktycznie, można podzielić czas na przed i po treningu.

Niemniej, najważniejsza dla mnie odpowiedź, z którą z Kikowa wyjechałam brzmi:

tyle wiem o swoich granicach, ile je sprawdziłam z innymi ludźmi*.

I to jest właśnie odpowiedź na pytanie „po to co mi ten drugi człowiek?”. Ano po to, żebym:

  • poznała siebie lepiej,
  • zobaczyła, gdzie się tak naprawdę kończę i gdzie zaczynam i jak to się zmienia, kiedy rozmawiam raz z Franką, a drugi raz z Tomkiem,
  • sprawdziła, jak ja się czuję z tym, jak się wobec nich wyrażam i jak określam swoje granice,
  • dowiedziała się, kiedy ja przekraczam czyjeś granice i ile razy bym nawet nie pomyślała o tym, że tak mogę robić,
  • przyjrzała się sobie w nim, w tym drugim, i przyjrzała się temu drugiemu, tak życzliwie i z empatią, i zobaczyła, jak wiele jest w nas podobieństw.

Oczywiście, możecie powiedzieć – co z przemocą? Co z sytuacjami, kiedy ten drugi nam robi krzywdę, kiedy przez tego drugiego jest nam źle? Z mojej perspektywy wszystko zależy od intensywności. Zagrożenie życia i zdrowia są dla mnie tym samym, czym są dla Kodeksu Karnego – zaburzeniem, którego powinniśmy się wystrzegać. Natomiast dla niektórych przemoc to także głośniejsze wyrażenie myśli, powtórzenie prośby, domaganie się odpowiedzi. I to jest jednak przestrzeń, której warto szukać, a nie wystrzegać się. Ta przestrzeń na pograniczu komfortu i dyskomfortu, to miejsce, w którym kogoś jest za dużo lub za mało, i albo nasza granica jest zbyt cienka, albo zbyt gruba. To jest właśnie ta sytuacja, która bez tego drugiego by się nie zadziała i to jest to, po co mi, między innymi ten drugi człowiek. Bo właśnie w tych sytuacjach na granicy spokoju i napięcia

zobaczymy w sobie rzeczy, których przenigdy nasze łazienkowe lustro by nie zobaczyło.

A to wszystko dlatego, że ten drugi odważył się być obok.

Jednocześnie, co ja z tym zrobię zależy tylko ode mnie.

*zbieżność z wierszem Wisławy Szymborskiej absolutnie nieprzypadkowa