Każdy chce mieć lepsze życie. I wtedy, kiedy to obecne jest całkiem w porządku, i wtedy, kiedy jest z nim zupełnie źle. Za tym stoi nasza potrzeba transcendencji, przekraczania samych siebie, o której pisali już starożytni filozofowie. Co zrobić, by się do niego zbliżyć?

Lepsze życie, czyli jakie?

 

Na wstępie potrzebuję pewne rzeczy sprostować i zdefiniować. Sprostowanie: ja sama nie lubię treści (książek, nagrań, artykułów) w stylu: „5 sposobów na lepsze małżeństwo” albo „Recepta na udane dziecko”. Dla mnie rzeczywistość jest bardziej skomplikowana i mojemu umysłowi trudno ją sprowadzić do kilku prostych wskazówek. Stąd tytuł tego artykułu brzmi, jak brzmi, czyli mówi o jednej, pierwszej czynności, a nie wykłada przepis. Za tym nie stoi twierdzenie o posiadaniu recepty na piękny związek i udane życie zawodowe, ale przekonanie i głęboka wiara w to, że bez jednego elementu ani jedno, ani drugie (ani trzecie i czwarte, czymkolwiek by nie były dla Ciebie te inne elementy dobrego życia) nie są możliwe.

I jeszcze definicja. Czym dla mnie jest lepsze życie? Dla mnie lepsze życie jest takim, w którym Ty dobrze się czujesz ze sobą, z innymi i ze światem dookoła, i chcesz to rozwijać. Czym się różni od dobrego? Tym, że ma w sobie silnik do zmiany. To znaczy – nie tylko jest mi dobrze teraz, ale mam pomysł na to, jak moje dobre życie może wyglądać w przyszłości i wiem, czego potrzebuję, żeby to osiągnąć. A jak tego nie wiem to wiem, że będę będę potrzebowała tego poszukać i to jest dla mnie w porządku. Jednym słowem – jest mi ze sobą, z innymi i ze światem dobrze teraz, i jestem gotowa na to, by ten stan pogłębiać.

Żeby było lepsze życie…

 

Gotowa, a nie w napięciu wyczekująca, bez wytchnienia nań pracująca, w pocie czoła wyrywająca z życia to, co czuję, że mi potrzebne, żeby było lepiej, bo teraz jest mi źle. Pogłębiać, czyli korzystać z tego, co jest zamiast to krytykować, temu zaprzeczać i wyrzucać do śmietnika, pracować z tym, co mam i jaka jestem, a nie dążyć do bliżej nieokreślonego ideału (w poprzednim artykule pisałam o tym, że nie musisz stać się najlepszą wersją siebie), szanować to, gdzie teraz jestem, gdzie są ludzie i świat dookoła mnie i w tym szacunku, a jednocześnie stopniowo i skutecznie, pracować na jeszcze lepsze. Jak zatem to zrobić, żeby to był proces, a nie walka?

…Ty potrzebujesz poczuć się ze sobą ok

 

Poczuć, że Ty jesteś ok. Tu, gdzie jesteś i jaka jesteś. Poczuć siebie, w tym miejscu i w tym punkcie swojego życia, gdzie jesteś, a później, z serdecznym wzrokiem i delikatnością w głosie, temu wszystkiemu powiedzieć: jest ok / jestem ok. Nie potrafię rozpromować swojego biznesu tak, by się z niego utrzymać? Tak jest i ja nadal jestem ok. Kłócę się z moim partnerem i nie umiem znaleźć punktu porozumienia pomiędzy nami? Tak jest, i nadal ja i on jesteśmy ok. Moje życie po urodzeniu pierwszego dziecka wywróciło się do góry nogami i nie wiem, gdzie jest teraz moja głowa, a gdzie stopy? Tak jest i to jest ok. Moje dorosłe dzieci nie idą drogą, którą chciałabym, żeby szły? Tak i one niezmiennie są ok. Oceany niedługo będą miały w sobie więcej plastiku niż ryb? Tak, tak jest, to jest ok. Moi rodzice nie dali mi wsparcia i miłości, wręcz przeciwnie, jako wyprawkę w dorosłość otrzymałam wór wypełniony wstydem, poczuciem winy i poczuciem bycia niewystarczającą? Tak, tak było i Ty niezależnie od tego jesteś ok.

Lepsze życie to wyzwanie i zaproszenie

 

Czy niektóre z tych połączeń brzmiały absurdalnie? Dla mnie też, aż z trudem wychodziły spod palców. To, bowiem, nie jest tak, że ja Ciebie zapraszam do akrobacji emocjonalno – mentalnych na poziomie Cirque du Soleil, a sama, niczym Diogenes z Synopy (ten od beczki) lub mistyk w Himalajach, wyszłam z codziennego życia i cieszę się pozycją niewzruszonego obserwatora, którego nie dotyczą deadline’y, frustracja w związku i niepewność jutra. Bolą mnie wieloryby z żołądkami wypełnionymi plastikiem, dzieci, które w szkołach wkuwają fizjonomię pantofelka, a nie wiedzą, co czują i czego chcą, wkurza mnie to, że rzeczy zajmują dwu- lub sześciokrotnie więcej czasu niż bym chciała, a ludzie, którzy są dookoła mnie nie czytają w moich myślach, ba! czasem nawet nie rozumieją moich słów. To wszystko mnie dotyka, wytrąca z doświadczenia obecnej chwili i wrzuca w głowę, która wie lepiej lub ciało, które chce uciec albo się schować.

Pytanie jednak, które zawsze sobie w takich sytuacjach stawiam, brzmi: czy w którymkolwiek z tych miejsc jestem w stanie cokolwiek zrobić? Czy potrafię porozmawiać z siostrą i po raz piąty powiedzieć, nadal spokojnie i za każdym razem próbując ugryźć temat z innej strony, o co mi chodzi? Czy bez poczucia, że ja z moimi emocjami jestem ok, ona ze swoim, innym od mojego, myśleniem, też jest ok, i fakt tego, że na razie nie potrafimy znaleźć wspólnego języka jest ok – czy bez tego wszystkiego ja będę w stanie odkryć, odczytać, wypracować rozwiązanie dla tej sytuacji?

Lepsze życie za chwilę, teraz poczuj, że ten moment jest ok

 

Czucie się ok nie jest równoznaczne z osiąściem na laurach, egoizmem lub postawą „jakiego mnie stworzyłeś, takiego mnie masz”. Czucie się ok to znalezienie spokoju w sobie, to wyjście z pułapki czucia się gorszym, niewystarczającym i w związku z tym niemającym siły ani prawa do wpływania na rzeczywistość. To przestrzeń, która pomieści moje nieumiejętności, gafy i porażki, a z której i tak będzie wypływać miłość, akceptacja i szacunek. Do mnie samej, do innych i do świata. Kiedy będę czuła się ok, dam sobie prawo do posiadania własnego zdania, podjęcia wyzwania po raz kolejny po kilku nieudanych próbach lub zmiany trajektorii, bo dzięki byciu ok jestem w sobie na tyle osadzona, że nie muszę definiować się przez jakiś rezultat lub działanie. Mogę też przyjąć to, że czegoś jeszcze nie potrafię, że mi nie wychodzi, że wolałabym być gdzie indziej, że chciałabym już i teraz, że nie mam siły, że jest mi smutno, że się boję. Jeśli będę czuła się ze sobą ok to wszystko przyjmę, zaakceptuję, poświęcę temu chwilę, nie odrzucę i nie będę chciała zaklinać rzeczywistości udając, że jest inaczej. Pobędę w tym, a później jeszcze głębiej się nad tym pochylę i w to spojrzę. Bo to jest ok.

Ten artykuł mógłby się nie kończyć. Zapewne powstaną kolejne jego odcinki. Nie jego treść jest jednak ważna, ale to, z czym wychodzisz po jego lekturze. I tu moja dla Ciebie propozycja – po wstaniu rano i umyciu zębów, spójrz jutro w lustro, powiedz sobie, że jesteś ok i poczuj to. W razie, gdybyś zapomniała – wróć do tego w ciągu dnia za każdym razem mijając lustro. Jeśli przyjdzie durny mail, krzyczący szef lub rozwrzeszczane dziecko – sama podejdź do lustra i powiedz: „to jest ok i ja jestem ok„.

A później, proszę, daj mi znać, czy w międzyczasie nad Twoim biurkiem lub kanapą nie zrobiła może kilku kół jaskółka zapowiadająca lepsze życia. Nad moim od czasu do czasu się pojawia.

 

Fot. Bud Helisson,  źródło: unsplash.com

We wrześniu startuje mój kurs online „Dogadaj się ze sobą”. Jeden z jego modułów będzie poświęcony temu, jak nauczyć się dawać sobie bezwarunkową, rodzicielską miłość. To ona daje nam poczucie bycia wystarczającymi. I jest bazą do czucia się ze sobą ok.
Czujesz, że tego nie masz? Czujesz, że chcesz poczuć, jak to jest być ok? Zapisz się na listę chętnych.