Miałam tendencje do spóźniania się. Dużego i poważnego. Ale w pewnym momencie poznałam moje granice w czasie. I od tego momentu ten czas inaczej dla mnie płynie.
Czy to był jakiś konkretny moment? Z jednej strony nie, bo nie tylko tych doświadczających moich spóźnień, ale i mnie samą te spóźnienia zaczęły męczyć, być dotkliwe, uporczywe, czasami upiorne i potworne (no bo jak inaczej określić uczucie, kiedy chwilę po wejściu do pokoju widzisz tylko dymową poświatę po przed chwilą zdmuchniętych świeczkach na torcie bliskiej ci osoby..). Ale z drugiej strony tak, był pewien konkretny moment, który zmienił moje podejście do czasu. Było to w tamtym roku w lutym. Usłyszałam pewną historię. Niby mnie w fotel nie wbiła, niby niemalże czułam, jak ona się zakończy już w trakcie tego, gdy była mi opowiadana. Niemniej, siedzi ona we mnie. Na tyle mocno i głęboko, że dzielę się nią z Tobą teraz. Historia będzie krótka, acz treściwa, możesz więc przeczytać ją dwukrotnie, jeśli pojawi się w Tobie wrażenie, że skończyła się za szybko.
Historia
Profesor poprosił studentów, żeby wypisali najważniejsze rzeczy w ich życiu: osoby, czynności, cele. Studenci musieli pogłówkować, ale zadanie zdecydowanie nie należało do trudnych. Następnie – poprosił profesor – zaznaczcie te, którym chcielibyście poświęcać więcej czasu. To polecenie było nawet łatwiejsze od poprzedniego, prawie wszyscy studenci odznaczyli większość pozycji na liście. A teraz – to polecenie brzmiało już jakby było ostatnim – te zaznaczone pozycje skreślcie. Skoro nie poświęcacie im wystarczająco dużo czasu to znaczy, że nie są one dla Was tak naprawdę ważne.
Koniec historii
I jak? Krótka, prawda? A co się w Tobie pojawiło po przeczytaniu ostatniego zdania? Dla mnie ta historia była o tyle trudna, że nie zostawiła żadnego miejsca na „ale”, na tłumaczenia (przecież zawsze racjonalne, podstawne i niczym nie zawinione). To był konkret.
Jeśli dla kogoś nie masz wystarczająco dużo czasu to znaczy, że nie jest on dla Ciebie ważny.
Mam świadomość, że można by tu wprowadzać wiele odcieni i akcentów. No bo co to znaczy „wystarczająco dużo czasu„? Dla kogo dużo? Dla mnie czy dla tej osoby? Co to znaczy, że ktoś jest dla mnie ważny? To znaczy, że akurat z nim lub z nią chcę pojechać na wakacje, usiąść przy stole Wigilijnym czy mieszkać pod jednym dachem? A inne obowiązki? Przecież ja pracuję nie tylko dla siebie, ale dla żony, dla dzieci, żeby miały co jeść, w co się ubrać, ja tak pokazuję, że ktoś jest dla mnie ważny. Przecież ten dopiero trzeci w tym roku kurs robię nie dla siebie, tylko dla tych pieniędzy co ich więcej dzięki niemu zarobię, a te pieniądze to dla żony, dla dzieci… A z nowościami kulturalnymi też na bieżąco być trzeba. I kontakt ze światem zachować, i to nie tylko taki podstawowy, tylko jeszcze jakieś opinie, najlepiej kilka, żeby w stronniczość nie wpaść. A jedzenie, a gotowanie, a nadgodzinowe pracowanie, a spanie, a kochanie, a paznokci pomalowanie, a w gry pogranie..? Na wszystko nie starczy czasu…
Tak, nie starczy na wszystko czasu.
I właśnie dlatego ta historia jest dla mnie ważna. Niczym gilotyna, odcina wszelkie zakusy umysłu, by zamydlić obraz. Że są powody, wyjątki od reguły, szczególne okoliczności, sytuacje alarmowe, wypadki losu, ograniczenia nie do przeskoczenia i różne inne bardzo mądre określenia na to, że starcza nam czasu.
A tymczasem, po prostu: tak, na wszystko nie starczy czasu. Chyba, że przedefiniujesz to swoje wszystko, upewnisz się, że ono obejmuje to, co jest dla Ciebie najważniejsze i nic, ani grama, ani ćwierci, ni miligrama więcej. Zapewniam Cię, że wtedy znajdziesz czas. Przestaniesz się spóźniać, nie wyrabiać się, nie dosypiać, mieć poczucie, że jesteś wszędzie tylko w części, bo inna część Ciebie chciałaby być już w innym miejscu.
Na wszystko, co najważniejsze, starczy czasu.
Pytanie do Ciebie – kiedy znajdziesz czas i determinację, żeby pomiędzy tym najważniejszym a tym, co mało ważne, ważne i ważniejsze postawić granicę i to, co po jej prawej stronie wyrzucić ze swojego życia?