W poczuciu własnej wartości nie chodzi tylko o psychologie, o to, czy mnie i Tobie się lepiej żyje. Chodzi o dobry świat, który możemy zbudować tylko wtedy, kiedy będziemy wierzyć, że same jesteśmy dobre.

Nie chodzi tylko o psychologię

To będzie najbardziej emocjonalny i osobisty wpis na tym blogu. Jego temat został podjęty w mailu jednej z czytelniczek mojego newslettera. I jestem bardzo jej za to wdzięczna, bo gdyby nie ona, to może nadal bym z nim zwlekała. Odkładała na później.

 

Albo zwyczajnie tchórzyła, jak to w sumie miało miejsce do tej pory. Bo uznając, że nie chodzi tylko o psychologię, tak naprawdę wchodzimy na grząski teren. Jest on z jednej strony najbardziej ryzykowny i niebezpieczny. Z drugiej zaś – najbardziej płodny i pozwalający zejść głębiej. Wielu z tej podróży nie wraca. Inni wracają, w moim odczuciu, po podróży zbyt krótkiej i z wnioskami, które są tak proste i głośne, że aż straszne.

 

Ale, z drugiej strony… Jeśli nie udasz się w tę podróż, nie odważysz się, to zostaje Ci racjonalność, fakty, badania, statystyki i umysł. I są one nieocenione i wielce pomocne w zgłębianiu tego, co jest w nas. Jednocześnie we mnie jest niezgoda na to, żeby uznawać wszystko, co przez test szkiełka i oka nie przejdzie, za nieistniejące. Bo tak, ja wierzę, że w życiu nie chodzi tylko o to, żeby się dobrze (czyt. wygodnie i przyjemnie) żyło. Żeby zmierzyć, jaki będzie najbardziej optymalny most, najlepsza w użytkowaniu kanapa, najsmaczniejszy pomidor i najbogatsze społeczeństwo. Według mnie w życiu nie chodzi tylko o psychologię, urbanistykę, user-experience i fotowoltaikę.

Nie chodzi tylko o psychologię. Też nie (tylko) o religię

 

Ja długo szukałam tego, o co mi w życiu chodzi, skoro nie chodzi tylko o to, żeby jeść najsmaczniej, ubrać się najbardziej elegancko i jechać na najdłuższe wakacje. Nie były dla mnie wystarczające odpowiedzi, które możemy znaleźć w najprostszych i najpowszechniejszych przekazach mających swoje źródła w religii. Nie dawało mi bowiem spokoju pytanie: „a co dla tych, którzy siebie w religii nie odnajdują?”.

 

I w pełni świadomie napisałam: „najprostszych i najpowszechniejszych przekazach mających swoje źródła w religii”, a nie: „przekazach religijnych”. Wiem, że i katolicyzm, i całe chrześcijaństwo, i islam, i nawet buddyzm (choć religią nie jest) zapraszają do czegoś więcej, niż regularne wykonywanie pewnych czynności i trzymanie się pewnych zasad. One zapraszają do zgłębiania natury tego, co nas otacza. Do znajdowania najzdrowszej dla pojedynczych ludzi i całych społeczeństw perspektywy na codzienne życie i wielkie decyzje polityczne. Ale na taką refleksję niewielu z nas ma czas i siłę. Często więc te religie postrzegamy z perspektywy właśnie tych najprostszych, zrozumiałych dla większości przekazów. I według mnie też stąd bierze się mnóstwo nadużyć, uproszczeń i zwyczajnego zła wyrządzanego z moralnością i Bogiem na sztandarach. Temat ten zdecydowanie wymaga rozszerzenia, ale nie on jest główną osią tego wpisu, więc proszę o wyrozumiałość.

 

Jest coś poza nią

 

 

No więc co dla tych, którzy w religii się nie odnajdują? Czy im pozostaje to, co jest do objęcia umysłem? Ja wierzę, że nie. Wierzę, ze są jakieś zasady rządzące światem, jakaś mistyczna tkanina, która nie pozwala, żeby się on całkowicie rozpruł pod naporem trudności, zła i zaniedbania.

 

Dla mnie jedną z nici tworzących tę tkaninę jest istnienie jakichś zasad, boskich zamiarów i planów, porządku, harmonii. Ale na ten moment są one dla nas trudno osiągalne.

 

Dlaczego? Bo rodząc się wchodzimy w świat, który do tej pory był szyty też nićmi wyzysku, gwałtu, przemocy i wojny. Jedni mogą to nazwać karmą, inni grzechem pierworodnym. Jeszcze inni tym, że zwyczajnie świat jest niesprawiedliwy i źle urządzony. Rodzimy się i niewiele później dostajemy rykoszetem za to, w jaki sposób świat był do tej pory budowany. Być może zostawili nas fizycznie rodzice zostawili w szpitali fizycznie, bo bali się, że nie uniosą trudów rodzicielstwa. Albo opuścili nas emocjonalnie, bo sami ze swoim życiem sobie nie za bardzo radzili. A może spotkaliśmy ludzi na swoje drodze, którzy swoje nieradzenie sobie z ich życiami odbijali na nas (mobbing, przemoc psychiczna i fizyczna). Lub wręcz my sami zaczęliśmy sobie nie radzić ze swoim życiem i przez to zaczęliśmy ranić innych.

Nie chodzi tylko o psychologię. Chodzi o świat, który buduję…

 

Co z tym my możemy zrobić? Niektórzy zaproponują modlitwę, inni dyscyplinę ciała i umysłu, jeszcze inni medytację i uważność, jeszcze ktoś przypomni mądrość nieprzywiązywania się i dystans. W moim odczuciu to wszystko działa. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że daje perspektywę i buduje przestrzeń. Przestrzeń między tym, co nas spotyka i jak my na to reagujemy, a tym, co czujemy głęboko w sobie, że jest możliwe, do czego część z nas dąży, część wzdycha, a część już przestała o tym nawet wspominać, bo za bardzo się zawiodła życiem.

 

Ja nie wierzę w rozwiązania siłowe i walkę o świat „w zgodzie z naturalnym porządkiem”. Wierzę w regularną, spokojną pracę. I, przede wszystkim – nie nad światem, a nad nami samymi. Nie wierzę, że mogę budować dobry świat, jeśli ja się nie czuję dobra. Tym, którzy pierwsi rzucają kamieniem nie ufam. Czuję bowiem, , że najpierw potrzebuję się zająć tym, co powoduje, że ten kamień chcę podnieść. Jeśli nie będę czuła się warta miłości, nie dam jej tym, którzy są dookoła mnie. Kiedy nie będę wierzyła w swoje umiejętności – albo nie pokażę ich światu w ogóle, albo, wręcz przeciwnie, zmuszę innych, żeby je dostrzegli. Nawet jeśli usłyszę od kogoś, kto pracuje w imię Boga, w którego wierzę, że jestem dobra i mam czyste serce, ale w głębi siebie w to nie uwierzę, to nie będę w stanie działać, żyć i podejmować decyzje, jak osoba, która jest dobra i ma czyste serce.

… sobą

 

I to jest właśnie powód, dlaczego zaczynam swoja pracę od poczucia własnej wartości. Później chcę pracować z pewnością siebie, asertywnością i wiarą w swoją moc. Bo ufam, że kiedy sama zadbam o swoje wnętrze, uwierzę, że jestem ważna, wystarczająca, że potrafię i mogę, że moje marzenia i umiejętności są ważne, wtedy będę w stanie tworzyć lepszy świat.

Jeśli dla Ciebie psychologia i filozofia są wystarczające, to absolutnie ok. Bo od tego zaczynamy. I jestem przekonana, że nam wszystkim będzie lepiej się żyło, jeśli każdy odrobi te podstawowe lekcje. Jeśli jednak czujesz, że nie tylko o filozofię i psychologię chodzi – to też możemy iść razem, bo czuję jak Ty. Ale wierzę, że nawet jeśli nie chodzi tylko o psychologię, to trzeba z niej skorzystać, żeby móc iść dalej. Bo warto i trzeba tam iść, ale po kolei, krok za krokiem, zaczynając od pierwszego. Czyli od uwierzenia i poczucia, że jestem dobra. I ważna.

Fot. Marion Michele,  źródło: unsplash.com

Czujesz, że to wpis o Tobie? Że faktycznie nie czujesz się ważna, wartościowa i zasługująca na dobre? Widzisz, jak to negatywnie wpływa na Twoje życie i chciałabyś coś z tym zrobić? Skorzystaj już dziś z kursu „Jesteś ważna”
To kurs dla kobiet, które chcą wreszcie zbudować głębokie poczucie własnej wartości. To kurs wyjątkowy i inny od pozostałych, bo będziemy w nim pracować na dwóch poziomach: racjonalnym i emocjonalnym, na poziomie przekonań i głębokim poziomie relacji. Jesteś jedną z nich? 
Sprawdzam, czy kurs "Jesteś ważna" jest dla mnie