Ten wpis jest efektem tego, co zobaczyłam, usłyszałam i na własnej skórze poczułam przez ostatnie dni. Byłam zaskoczona, zrobiło mi się przykro, poczułam złość, a później dumę. Efektem tego jest tytułowe zaproszenie do mobilizacji: Dziewczyny, zacznijmy od siebie!
bez tego nie osiągniesz szczytu
Dziewczyny… zacznijmy od siebie
Dziewczyny zacznijmy od siebie
Pasażerka niechcąca psa
We wtorek miałam ambitny plan odwiedzenia siostry i dawno niewidzianej znajomej. Obie mają dzieci, dzieci obu lubią mojego psa, więc ochoczo pakuję go w metro, a później w autobus i jedziemy nieść światu labradorowe ciepło i radość.
Bardzo lubię jeździć z mom psem komunikacją miejską. Po pierwsze – szczerze nie znoszę korków, nie tylko stania w nich, ale też tych niebezpiecznych substancji, których zdecydowanie zbyt duża ilość trafia wtedy do powietrza, a po chwili trafi do moich płuc. A po drugie – zwyczajnie bardzo często mój pies budzi w ludziach jakąś czułość, radość. Podpytują o imię, chcą pogłaskać. Ja czuję, że takiego ciepła nam nigdy za wiele. Ja mam je w domu od wstania z łóżka po położenie się spać, więc chętnie podzielę się choć jego odrobiną…
Wsiadam więc z tym moim biszkoptowym Szczęściem na tył autobusu, a Pani w około moim wieku siedząca na ostatnim siedzeniu ostro i zdecydowanie wita mnie: „Proszę wziąć psa!”. Stanęłam więc między Nią a Nim, żeby mieć pewność, że ani psi ogon, ani psia kufa nie dotkną Pani nogi.
Po chwili Pani rozpoczęła rozmowę przez telefon z koleżanką. Okazało się, że jest Ukrainką, wcześniej mieszkała we Wrocławiu, kilka late temu przeprowadziła się do Warszawy dla swojego męża. Ale mąż się nie dokłada, trwoni pieniądze („500+ na moje dziecko bierze, miałam 30 tys. oszczędności zanim zaczęliśmy być razem, teraz już ich nie mam, wszystko wydał”). Pani nie czuje się szczęśliwa, ma trudności ze znalezieniem mieszkania przez brak numeru PESEL. Na 23-go grudnia kupiła bilet powrotny na Ukrainę.
Dziewczyny zacznijmy od siebie
Koleżanka, która daje radę
Dziewczyny zacznijmy od siebie
Spotykam na networkingowym wydarzeniu koleżankę ze studiów. Piękna, wysportowana, szeroko uśmiechająca się kobieta, matka dwójki dzieci. Właścicielka firmy, praktycznie sama prowadząca dom (partner pracuje w innej miejscowości, wraca tylko na weekendy). Kiedy pytam, co u niej, rozkłada ręce. Doszła do ściany w akceptacji przemocowych zachowań partnera. Przez 8 lat wspólnego życia były górki i dolinki wynikające z różnic charakteru, rodziny pochodzenia, wykształcenia, wieku, wartości.. Znosiła jego krytyczność względem innych ludzi, zamkniętość, pesymizm. Ale kiedy w ostatnim tygodniu podniósł na nią głos na oczach ich dzieci stwierdziła, że dość. Zadzwoniła na infolinię Centrum Praw Kobiet.
Dziewczyny zacznijmy od siebie
…zacznijmy…
Pani, która powiedziała nie tak
Szukamy z mężem miejsca parkingowego w centrum Warszawy. Wcześniej odwiedzaliśmy groby zmarłych z jego rodziny, odwiedzaliśmy znajomego, jesteśmy autem. Okazuje się, że nie tylko my. Nie ma gdzie wcisnąć szpilki. Mąż zauważa, że jakaś para wchodzi do auta, podjeżdżamy, żeby zapytać, czy zamierzają za chwilę wyjeżdżać. Pani odpowiada negatywnie. My odjeżdżamy, ale jeszcze jesteśmy w stanie usłyszeć, jak usprawiedliwającym siebie tonem mówi do męża: “No co, no powiedziałam im tylko, że nie jedziemy jeszcze. No nie krzycz na mnie”. Na tyle samochodu w foteliku siedziało och dziecko.
Ja, która byłam głodna
Sobota. Ja po intensywnym tygodniu budzę się o 10:00. Mąż nad czymś pracuje na komputerze. Jemy śniadanie (on je dużo większe niż ja), mamy ambitne plany sprzątania w domu. Okazuje się, że oboje nie mamy na to zbyt dużej ochoty. W końcu on mimowolnie wraca do tego, co robił wcześniej, a ja miotam się między chęcią porządku a szacunkiem do poziomu własnych sił. W pewnym momencie pojawia się u mnie głód, u Niego jeszcze nie. Lodówka pusta, zrobienie czegokolwiek do jedzenia wymaga najpierw zrobienia zakupów. Ja jestem głodna pierwsza. “Przegrywa ten, kto potrzebuje bardziej”. W pierwszym odruchu już planuję, co kupię w sklepie. W drugim – pojawia się we mnie bunt. “Ja kupię i zrobię, on po prostu „skorzysta”. A przecież oboje jesteśmy zmęczeni, bo oboje pracowaliśmy. Nie!”. Ostatkiem kreatywności sięgam ratunkową złotą zupę z czerwonej soczewicy. Bez koperku, ale z cebulą, która zawsze jest w domu, pomidorem, który miał trafić na kanapki i strączkami, których zawsze mam w domu zapas.
Mąż nie jest zachwycony, mówi, że on wolałby coś innego, więc mam gotować tylko dla siebie. I znów pierwszy odruch: “No to jaki jest sens gotowania tylko dla jednej osoby?”. Ale powstrzymałam go w sobie. Przerzuciłam uwagę na to, co dla mnie ważne – nie muszę iść do sklepu, mam ciepły, warzywny posiłek, którego od dwóch dni mi brakowało. 5 min. przed zakończeniem gotowania mąż stwierdza, że dołączy. Jemy oboje. Po obiedzie on idzie po zakupy. Ja zaczynam sprzątać.
Dziewczyny zacznijmy od siebie
Dziewczyny zacznijmy od siebie
Pobierz bezpłatne nagranie
"3 kroki do inteligencji emocjonalnej dla kobiet"
by zadbać o swoje potrzeby, zbudować asertywność w relacjach
i sprawić, żeby znowu chciało Ci się chcieć
Dziewczyny zacznijmy od siebie
… od siebie
To nie wszystkie sytuacje, w których granice kobiet były przekraczane (lub o mały włos nie zostały przekroczone), a których byłam świadkiem w ostatnich dniach. Pani w autobusie traciła pieniądze i cierpliwość, koleżanka poczucie bezpieczeństwa i godności, pani w samochodzie możliwość kontaktu z otoczeniem na własnych zasadach, ja dysponowanie własnym czasem i energią. To, że mój przykład należy do kategorii „o mały włos” jest tylko i wyłącznie wynikiem heroicznej (używam tego słowa bez strachu o przesadę) pracy, jaką włożyłam w siebie przez ostatnie lata. Dzięki niej coraz rzadziej (jakkolwiek jeszcze nie doszłam do poziomu: nigdy) pozwalam na przekraczanie innym i sobie własnych granic. Coraz częściej też widzę automatyzmy, które powodowały, że nie dość, że te granice były przekraczane, to ja jeszcze tego nie widziałam.
Piszę ten post do Ciebie i pod takim tytułem nie po to, żeby Ciebie przestraszyć. Chcę raczej Ciebie uwrażliwić na to, co może być też Twoim udziałem i zaprosić do zmiany. Dla mnie kobiety, o których wspomniałam powyżej to bohaterki. Każda z nich na swój sposób próbuje pokazać rzeczywistości, że się już nie zgadza, że nie chce tak dalej, że chce zmiany. Każda też w różny sposób widzi swój udział w swojej obecnej rzeczywistości i w zmianie, na której jej zależy, ale wszystkie są już na jej drodze. Sprzeciwiają się, buntują, mówią „nie”. Partnerowi, schematom społecznym, które im nie służą i własnym nawykom.
Z mojej perspektywy najważniejsze jest to, że one widzą swój kawałek w tym, co się dzieje i zaczynają się nim zajmować. Wierzę bowiem, że jakakolwiek zmiana może się zadziać tylko wtedy, kiedy ten swój kawałek zobaczymy.
Dlatego raz: dziewczyny, zacznijmy od siebie!
Dziewczyny zacznijmy od siebie
Fot. Konrad Olesiewicz