Jak przezwyciężyć nieśmiałość, pokonać strach, uwierzyć w siebie i być asertywną? To są jedne z najczęstszych pytań, o które pytamy Google. Wcześniej pytaliśmy rodziców albo książki. Niezależnie od źródła, większość odpowiedzi brzmi: wypracuj, zbuduj, zmień; postawę, umiejętności, nawyki. Czyli przeorganizuj się w środku. A ja mówię na to: najpierw sprawdź, kim jesteś, co jest dla Ciebie ważne i niepodważalne, i czego Ty w ogóle chcesz. Czyli dogadaj się ze sobą. Co to znaczy? Moja odpowiedź, czyli Manifest Kobiety Dogadanej Ze Sobą poniżej.

Siły i wiary w siebie poszukiwałam zawsze gdzieś poza sobą, a one pochodzą z mojego wnętrza. Cały czas są we mnie.

Anna Freud

Manifest Kobiety Dogadanej Ze Sobą

 

1. Jestem ważna. Już teraz.

Niezależnie od tego, czy miałam szczęście urodzić się w kochającej się rodzinie, czy nie, czy moi rodzice mnie wspierali, dawali oparcie i budowali poczucie własnej wartości, czy dostałam uwagę i miłość potrzebną do wzrostu, czy miałam tzw. łatwe czy trudne dzieciństwo, czy mam za sobą doświadczenie choroby, biedy, głodu, śmierci ważnej osoby albo porażki (lub nieskończonej ilości porażek), czy potrafię zadbać o siebie i otoczyć troską. Niezależnie od tego wszystkiego i mnóstwa innych warunków, które ktoś mógłby wymyślić – ja, taka, jaką jestem już teraz, jestem osobą wartą szacunku. Z jednej prostej przyczyny – ponieważ jestem.

2. Ale to nie moje ostatnie słowo, więc się rozwijam.

Jednocześnie, moja historia albo teraźniejszość mogą powodować, że ja sama o tym nie pamiętam, nie potrafię o to zadbać albo robię to w niewystarczającym stopniu. Ale w głębi siebie wiem, że jestem kimś wartościowym, mam talenty i umiejętności, które posiadam tylko ja. Jestem tu po to, żeby je odkryć, rozwijać i żeby się nimi dzielić (wiem, że nawet ten pierwszy etap może zabrać całe życie, ale co bardziej wartościowego mogę robić?). Dlatego nad sobą pracuję. Po to, żeby odkrywać to, kim jestem, żeby lepiej o siebie dbać i to rozwijać, a w końcu – żeby najmądrzej wnosić to do świata.

3. Doceniam to, co mam.

Ilekroć nie wiem, co mogę docenić, to dziękuję za ten moment, kiedy przyszła mi ta wątpliwość. Bo to oznacza, że żyję i że ciągle mogę coś jeszcze z tym zrobić. Mogę nie wiedzieć, nawet nie wierzyć, w punkt pierwszy, może mi się nie chcieć pracować na punkt drugi, ale JESTEM (jak śpiewała AMJ).

Wdzięczność to moje paliwo. Tylko wdzięcznością mogę ukręcić głowę hydrze percepcyjnej negatywności, która ewolucyjnie we mnie silniejsza niż umiejętność dostrzegania jasnych stron (bez zobaczenia akurat tego błękitu nieba przeżyję, bez wypatrzenia tygrysa – nie). Bez niego nie mam siły na wzrost (o którym powyżej) i zmianę (o której poniżej). Bez wdzięczności nie dam rady utulić mojej przeszłości i jaśniej spojrzeć w przyszłość. Bez patrzenia w nią, nie będę mogła jej współtworzyć.

4. A na to, czego nie mam, a mieć chcę, pracuję.

Mam marzenia. Duże. To, że jestem dorosła, nie zwalnia mnie z ani nie zabrania mi  posiadania marzeń. Wiem, że kiedy nie mam swoich, spełniam marzenia innych. I tak, nie jest to czasami łatwe. Bo dzieciństwo daleko, do 30-stki sporo z z tych głęboko poutykanych we mnie snów o podróżach i poznawaniu ludzi, których podziwiałam, stało się rzeczywistością. I nie jest łatwe, bez tej dziecięcej naiwności i wyobraźni, marzyć. A… a może ja nawet w dzieciństwie nie marzyłam, bo co wyciągałam te skrzydła spod swetra, to podpalano, podcinano i obrzydzano mi je. Ale wiem, że potrzebuję tego, jak wody. Bo tylko ona będzie w stanie poruszyć mój wewnętrzny młyn i zaprosić go do pracy.

5. Zatem jestem sprawcza.

Tak, bo jedno to pracować, a drugie to mieć z tego efekty. Ja wiem, jak mieć efekty. A jak nie wiem (bo w sumie nikt mnie tego nie uczył, wrodziłam się w kulturze, w której kobieta była od „krzątania się”), to szukam informacji, żeby wiedzieć. I wdrażam to w życie. Bo marzenia same się nie zmaterializują, relacje nie poukładają. A potrzebuję ich do jakościowego życia. Jak podstawowego poczucia bezpieczeństwa. Tego też nikt mi nie da – to, co możliwe do zbudowania w imię bezpieczeństwa, muszę zbudować sama. Równolegle wiem, że jest pewna ilość ryzyka, którego nikt nie zminimalizuje lub nie zabierze i mamienie mnie na „ze mną będzie Ci długo i szczęśliwie” na mnie nie działa. Nie oddam swojej sprawczości za to choćby nie wiem, kto mi to mówił.

Kobiety Dogadanej Ze Sobą

6. Jednocześnie – potrzebuję i umiem wchodzić w intymność.

Tak, wiem, brzmiałam do tej pory dosyć twardo i hardo. Ale to tylko kawałek mnie. Zresztą, wcale nie twardy i hardy, ale zdecydowany, świadomy, konkretny, „męski”. Jest jednak też druga część mnie, występująca równolegle: łącząca, patrząca wertykalnie i kompleksowo, dbająca o emocje i relacje, „kobieca”. Znam swoje zdanie, ale jestem otwarta na Twoje. Potrafię podać argumenty jednocześnie mając świadomość, że one w dużej mierze uzupełniają tylko moją intuicję. Wiem, jak chcę żyć i działam sprawnie, po to, by życie moje wyglądało, jak potrzebuję. A częścią tych potrzeb jest przestrzeń, szacunek dla mnie samej, innych ludzi i planety, ich uczuć i ich historii. Do swoich celów nie dochodzę po trupach, a jednocześnie, na swój sposób, doświadczam ich – widząc cierpienie w sobie i w innych, uznając traumy, które w sobie nosimy, pokurczone emocje dzieci w nas, które nie były zaopiekowane, historie rodzinne przerwane przez wojnę i gwałty. Znajduję miejsce na nie w swoim życiu. Bo chcę do światła, a światło to miłość i intymność. 

7. Dlatego znajduję czas dla siebie

Chcę się poznać. Może nikt nigdy nie był mną zainteresowany. A, patrz pkt. 1 – jestem warta poznania. Jestem warta troski – czasu poświęconego na moje zdrowie i dobrostan, na zadbanie o moje ciało, moje emocje, mój umysł i mojego ducha. Poza troską potrzebuję też przyjemności: wystawienia twarzy ku słońcu, zjedzenia czegoś smacznego, sztuki, natury, spokoju. To nie fanaberia, to konieczność. Światło bez oliwy zgaśnie. 

8. Znam i ciągle poznaję swoje potrzeby.

Zmieniam się. W zależności od pory roku, etapu cyklu miesięcznego, rozwoju w sprawczości i intymności, od tego, co dookoła mnie i we mnie. I jestem tym żywo zainteresowana. Traktuję to jako moją słodką odpowiedzialność. Słodką. Odpowiedzialność.

9. Nie zmuszam innych do ich spełniania.

Bo póki znam swoje potrzeby, mogę je spełniać. A jak ich nie znam – zaczyna się przemoc. Mam je zawsze. Mogę je znać i spełniać je samodzielnie lub ich nie znać i wymuszać ich spełnianie na innych. Chcę innych traktować podmiotowo, jako niezależne i niezawisłe jednostki, a nie lalki na sznurkach moich potrzeb i chęci. Wtedy będziemy mogli razem budować swoje życia i przyszłość. W innym razie spełni się tylko życie któregoś z nas.

10. Potrafię żyć w paradoksie.

Światło to paradoks. To nieskończenie dobry Bóg, który pozwala na przemoc. To matka, która kocha, ale nie zawsze daje radę nieagresywnie okazać swoje emocje. To alkoholik, któremu pomimo wszystko okazuję szacunek. To bandyta, który nadal jest człowiekiem.To kapitalizm, który karmi i śmieci, to komunizm, który chroni i ogranicza. To ja ważna i godna szacunku, która czasami o tym zapomni i nie zadba o swoje granice, ale nadal potrafi obdarzać się miłością, nawet, lub: tym bardziej, w momentach słabości.

11. Mam w sobie przestrzeń

Ta moja sprawczość i intymność, akceptacja historii i niezgoda na jej powtórzenie, to wszystko znajduje swoje miejsce we mnie. Buduję je. Chwilą ciszy i spacerem, medytacją i kontemplacją, szkoleniem i rozmową, samotnością i relacjami. Buduję przestrzeń w sobie, żeby móc pomieścić w niej siebie i drugiego człowieka, i to wszystko, z czym do siebie przychodzimy. Żebyśmy mogli tę przyszłość budować razem.

Właśnie po to dogaduję się ze sobą.

Właśnie po to powstał Manifest Kobiety Dogadanej Ze Sobą.

Spodobał Ci się ten wpis? Czujesz podobnie? Chcesz dowiedzieć się więcej?

We październiku startuje mój kurs online „Dogadaj się ze sobą”. O tym, jak pracować ze swoimi emocjami, myślami i niezaadresowanymi uczuciami z dzieciństwa, jak być skuteczną i rozwijać intymność. Chcesz otrzymywać informacje jako pierwsza?